niedziela, 19 grudnia 2021

Maroko, plac Jamaa el-Fna i bazar-suk w Marrakeszu

Spójrz, ile tu kolorów, barw i zapachów!
" Przejażdżka" Jadwiga Kowalska 

Marrakesz... to marokańskie miasto jest pełne barw i zapachów, przepięknych ogrodów, misternej i delikatnej ornamentyki. Oczywiście, nie wszystko tutaj tchnie pięknem i artyzmem. Tak jak każde miasto na świecie ma swoje mroczne zakamarki, zaułki, gdzie popis dają wszelkiego rodzaju mikroby wraz z oblepiającym brudem, kurzem i śmieciami. Wyziewy tętniącego miasta potrafią irytować i  wywołać frustrację, ale jedną z cech podróżowania jest umiejętność wyszukiwania wyjątkowości wśród miejskiego rozgardiaszu. Paleta piękna i brzydoty jest czasami tak bardzo kompatybilna, że niejednokrotnie  trudno  oddzielić jedno od drugiego.
Taki właśnie jest Marrakesz - gdzie delikatność architektury, urok zieleni, barw,  przeplata się ze smutnym obrazem niedbałości by dążyć do otaczania się pięknem. 
Wszystko zależy od wyczucia estetyki ludzi. Jednym podoba się prostota mebli skandynawskiego producenta, inni doceniają niepowtarzalność  stylu rokoko lub baroku, jeszcze inni podziwiają arabeski i finezyjność stylu mauretańskiego, a niektórym nie przeszkadzają sklecone budy z blachy falistej i sterty śmieci. 
Z pewnością miejscem, gdzie przeplata się ulotne piękno z brzydotą jest marrakeszański bazar-suk
i  niepowtarzalny plac Jamma el-Fna, gdzie można usłyszeć niezwykłą melodię Marrakeszu. To część historycznej medyny Marrakeszu.
Plac Jamaa el-Fna w Marrakeszu

Plac Jamaa el-Fna w Marrakeszu

Marrakeszański suk
Historia Marrakeszu sięga wielu wieków wstecz. Miasto w 1060 roku założyli Almorawidzi - berberyjski fanatycznie religijny lud. To oni pod przywództwem Jusufa ibn Taszfina przyczynili się do zjednoczenia Maroka, podboju Hiszpanii i Algierii. Almorawidzi dosyć nowocześnie podchodzili do doktryn islamu, prowadzili liczne dysputy filozoficzne, na dworze królewskim gościli  filozofowie i naukowcy. W czasie ich panowania sztuka stała się wyrafinowana  a architektura nabrała charakterystycznego szlifu, który został nazwany gotykiem mauretańskim. Ówczesny Marrakesz był nazywany perłą w kolorze ochry. 
Niezmiennie od dziesięciu wieków miejscem spotkań mieszkańców Marrakeszu jest plac Jamaa el-Fna znajdujący się w centrum starego miasta. To miejsce jest nazywany salonem miasta lub teatrem, gdzie codziennie jest pokazywany nietypowy i niepowtarzalny  spektakl. 
Tak rozległy i pusty architektonicznie plac jest nietypowy dla starej zabudowy marokańskich miast.  Z inicjatywy  sułtana Ahmeda al-Mansoura  miał tu stanąć meczet "Spokoju"wraz z dużym dziedzińcem, ale epidemia dżumy pokrzyżowała plany sułtana. 
Za czasów Almorawidów  plac był miejscem egzekucji, tutaj także odbywały się prezentacje armii w kampaniach wojskowych np. pokaz zołnierzy Joussefa bin Taszifina  przed wyprawą na Andaluzję. 
 
Co jest tak wyjątkowego w tym placu? - to są  spotkania mieszkańców Marrakeszu, którzy stworzyli z codziennej celebracji posiłków, zakupów, rozmów i spektakli pod gołym niebem - wyjątkowy teatr, gdzie kurtyna praktycznie nigdy nie opada. 
Trójkątny plac otaczają dość nieciekawe, jednopiętrowe budynki, w których mieszczą się restauracje i bary. W restauracji Argona 28 kwietnia 2011 roku mała miejsce zamach zorganizowany przez Al-Kaidę, w którym zginęło 17 osób, a 25 zostało rannych. 
Obecnie porządku i bezpieczeństwa pilnuje marokańska policja turystyczna.  Mimo tak makabrycznego wydarzenia warto spoglądnąć na plac z tarasu restauracji i kawiarni.
Słynny plac Marrakeszu warto odwiedzić po zachodzie słońca, wtedy to zaczyna tętnić życiem, bo mieszkańcy traktują go jako miejsce spotkań i rozrywki.
Angielski podróżnik, poeta i tłumacz marokańskiej literatury, Paul Bowles stwierdził, że bez placu Jamaa el-Fna Marrakesz byłby podobny do każdego z wielu innych, marokańskich miast, tu naprawdę toczy się życie miasta.  
Na placu znajdują się liczne stoiska z przyprawami, owocami, bakaliami  a restauracje w stylu polowych kuchni serwują marokańskie specjały np. zupa z ciecierzycy - harira. Jamaa  el-Fna  to miejsce pokazów żonglerskich, gawędziarzy, pokazów a raczej tortur zwierząt, zaklinaczy węży. Trudno jest okiełznać węża dźwiękiem piszczałki, bo ten zwierzak nie ma uszu, komunikuje się ze światem głównie poprzez zapach i drgania kości czaszki a kolory widzi tylko w podczerwieni. No cóż, występ głuchych węży i muzykantów wygląda  kuriozalnie i idiotycznie. Mimo, że węże są niewdzięcznymi gadami, to żal mi tych zwierzaków, które muszą ciągle stać na baczność, bo przecież śpiący wąż to żadna atrakcja. Mam  w domu węża i to stworzenie wykazuje jakąkolwiek aktywność tylko gdy jest głodne lub wystraszone. Całe dnie stara się nie marnować energii bo tak go stworzyła Natura. Ale w Marrakeszu beznogie stworzenia prężą muskuły czy to ze strachu, czy też głodu. 
A to mój domowy wąż, który nie musi pracować by dostać miskę strawy. :))
Mój domowy wąż Leszek, który okazał się dziewczyną Lesławą.
Plac to także królestwo samozwańczych lekarzy, dentystów, uzdrawiaczy, szamanów, bajarzy, komediantów, muzyków gnawa.  Tutaj także w pocie czoła pracują złodzieje i kieszonkowcy... czyli do wyboru, do koloru. :))
Stare Miasto Marrakeszu  w 1985 roku zostało wpisane na listę UNESCO, a 2008 roku plac Jamaa el-Fna, a dokładniej to co na nim się dzieje (przestrzeń kulturowa), została wyodrębniona i wpisana na listę UNESCO jako oddzielna pozycja - Arcydzieło Ustnego i Niematerialnego Dziedzictwa Ludzkości. Komisja uwzględniła wyjątkowość marrakeszańskiej sztuki, widowisk, tradycji, zwyczajów, obyczajów, kultywowanie tradycyjnych rzemiosł.  
Ambasadorem i propagatorem dziwów odbywających się na placu był hiszpański pisarz Juan Goytisolo, który pragnął  rozpropagować wyjątkowość "Placu Cudów". 
Nosiciele wody - nie miałam odwagi kupić u tych panów nawet kropli wody.
Stoiska z bakaliami na placu.
"Wielobarwny, zgiełkowy i niespokojny tłum ludzi-mrówek porusza się we wszystkich kierunkach, jakby szukając ujścia spod palących promieni afrykańskiego słońca. W krzątaninie tej, zda się bezkierunkowej i bezrozumnej, manifestuje się życie mieszkańców miasta i kraju, przybyłych tu zewsząd" Bronisław Miazgowski Maroko-Ziemia Czerwona.
Prawie każdy popis aktorów, bajarzy czy muzyków jest otoczony kręgiem widzów. Krąg gapiów nazywany jest "Halqa".
Ale czy ten codzienny spektakl odbywający się na Jamaa el-Fna jest tak cudowny?-   z pewnością ponownie nie "kupiłabym" biletu by móc oglądać przedstawienia  na  Jamaa el-Fna. Po wizycie na tym placu miałam mieszane uczucia. Z jednej strony folklor i kultura, która tutaj przetrwała wiele wieków a z drugiej strony męczarnia i smutek zwierząt, które muszą pracować na potrzeby turystów i oglądaczy. Ze łzami w oczach patrzyłam jak małpki, ptaki są nieustannie szturchane, szarpane by pokazywały jakieś sztuczki, fikołki, rozpościerały skrzydła ku uciesze, śmiem napisać, bezdusznych turystów. Nie rozumiem co może być miłego i fajnego gdy małpki są skute łańcuchami jak galernicy, później są upychane do ciasnych klatek by następnego dnia znów skakać i podskakiwać ku uciesze bezrefleksyjnych turystów, dla których cierpienie zwierząt jest fajną rozrywką. 
Poza tym plac jest otoczony mgłą powstałą z dymów garkuchni. Miałam wrażenie, że znajduję się w królestwie  smolarzy i węglarzy, wyrabiaczy potażu lub dziegciu. Zamiast aromatów i zapachów potraw czułam wszędobylską spaleniznę. Jakby tego było mało, do  kolekcji niezbyt atrakcyjnej woni, należy dodać smród dobiegający z parkingów dorożek. Konie nie są tutaj winne, nie mają założonych pieluch i załatwiają się gdzie popadnie. A goście "wyjątkowego" placu, czy chcą czy nie, wdychają opary amoniaku i uskuteczniają slalom pomiędzy końskimi odchodami. Hmm... można to też uznać za swoistą atrakcję. 
I jeszcze jedna specyfika  Jamaa el-Fna - to natrętni zbieracze opłat za oglądanie "cudów i wianków". Nie dało się spokojnie przejść czy przystanąć by jakiś poborca opłat nie szturchał, czy wręcz nachalnie nie domagał się pieniędzy praktycznie za to, że wzrok spoczął na straganie lub na jakimś zbiorowisku-zbiegowisku. To było niegrzeczne, niemiłe, nachalne i denerwujące.
Nie jestem odosobniona w tej krytyce, bo nawet przeprowadzone badania rządu marokańskiego odkryły, że 94% obcokrajowców nigdy tu już więcej nie wraca. 
To jest atrakcja tylko na jeden raz. Całe szczęście, że Marrakesz posiada także inne ciekawe miejsca, gdzie nie zobaczy się torturowanych zwierząt dla ludzkiej przyjemności. 
 
Zaplecze gastronomiczne garkuchni na Jamaa el-Fna

Postój dorożek na placu Jamaa el-Fna w Marrakeszu

Dymy wydobywające się z garkuchni snujące się nad placem Jamaa el-Fna w Marrakeszu.
Jak dla mnie ciekawszym i barwniejszym miejscem marrakeszeńskiej medyny jest znajdujący się w jej sercu suk czyli bazar połączony z zakładami rzemieślniczymi, restauracjami, barami, hotelami a to wszystko spina gąszcz uliczek. Bazar znajduje się po północnej stronie Jamaa el-Fna. Mimo pierwszego wrażenia, że suk to zbiór przypadkowych straganów i budek różnej maści rzemieślników to jest to chaos uporządkowany. Są rewiry zarezerwowane dla złotników, cukierników, tkaczy, farbiarzy, krawców, rymarzy, handlarzy dywanów, kosmetyków, a każdy rewir posiada własną nazwę.
Na suku Milouda i Souafine sprzedaje się kunsztownie kute lampy, na suku  en Nejjarine ( bazar stolarzy) i Chouari  można podziwiać pracę i wyroby stolarzy. Na suku Stalia znajdują się stragany z tradycyjnymi skórzanymi butami- - babouches, na kissaria znajdują się sklepy z ceramiką, suk Komaknie oferuje instrumenty marokańskie, zaś suk Sebbaghine (bazar farbiarzy) to królestwo farbiarzy wełny. 

Farbiarnia wełny
Suk Stalia gdzie można kupić m.in. buty babouches.
W plątaninę straganów i sklepików wplecione są niezwykle barwne i zarazem piękne restauracje i hotele. 
Odwiedzając marrakeszański suk czy też Jamaa el-Fna trudno nie zauważyć górującego nad medyną meczetu. Jest to najwyższa budowla w medynie Marrakeszu, którą widać z kilku kilometrów. Według ówczesnych nakazów zwykłe budynki w medynie nie mogły być wyższe niż palma daktylowa.   Meczet Kutubia (Meczet Księgarzy) został zbudowany przez Almohadów za panowania sułtana Abel Mumana pod koniec XII wieku i posiada jeden z trzech najstarszych i najlepiej zachowanych minaretów, drugi z nich to wieża Hasana w Rabacie, trzeci to Giralda w Sevilli, która to była wzorowane na tej z Marrakeszu. 
Nazwa meczetu Kutubia  pochodzi od arabskiego słowa kutub, które oznacza "książki", bo tu w XII wieku znajdował się targ książek.
Główną część wieży wieńczy pas kolorowych płytek, górną część minaretu zdobi kamienny ornament lilii, charakterystyczny dla sztuki Almohadów. Budowa minaretu trwała pona 50 lat.

A to Giralda w Sevilli wzorowana na tej z Marrakeszu.
 
Giralda - dzwonnica katedry w Sevilli.
Projektantem wieży - minaretu był Jabir, który był współtwórcą  klasycznego stylu w architekturze, który nazwano stylem marokańsko-andaluzyjskim.
Minaret ma wysokość ok. 77 m  wraz z iglicą i czterema miedzianymi  kulami i zachowuje proporcje 1:5, gdzie wysokość wieży stanowi pięciokrotność jej szerokości (12,8 m szerokość boku meczetu i 69 m wysokość wieży).

Minaret Meczetu Księgarzy wieńczą cztery miedziane kule. Pierwotnie ponoć były wykonane ze złota i było ich trzy. Według legendy czwartą kulę ufundowała żona sułtana Jakuba el Mansura w ramach pokuty za zjedzenie trzech winogron podczas Ramadanu, a na kulę została przetopiona biżuteria żony sułtana.
Pierwotnie meczet Kutubia był pokryty malowanymi tynkami i płytkami zelij jednak ta dekoracja nie dotrwała do naszych czasów. 
Meczet jest zamknięty dla niemuzułmanów, ale w muzeum Dar Si Said można zobaczyć minbar pochodzący z meczetu, który jest określany jako "dzieło doskonałe". Składa się z 1000 kawałków cedru, jest inkrustowany srebrem a intarsje drzwi zostały wykonane z drzewa sandałowego i hebanu. Żaden wzór na tysiącu deseczek nie powtarza się i jest przykładem wspaniałej architektury Marrakeszu w XII wieku.

 
Minbar z meczetu Kutubija zamówiony przez sułtana ibn Taszufina ok.1120 roku. Minbar został wykonany w Kordobie, a prace nad jego wykonaniem trwały 8 lat.
To jest trzeci meczet Kutubia. Pierwszy meczet wybudowali Almorawidzi, który został zniszczony przez Almohadów z Tin Mal w Atlasie Wysokim, którzy panowali w mieście w 1147 roku. Fragmenty tego meczetu (Domu z Kamienia) można zobaczyć przy murach obecnej świątyni.
Fragmenty pierwszego meczetu zbudowanego przez Almorawidów. Wykopaliska zapoczątkowane w 1948 roku odsłoniły fragmenty kolumn podtrzymujących dach pierwszej świątyni oraz łuki z cegieł.
Drugą świątynię wznieśli Almohadzi w 1158 roku, ale dokonano złych obliczeń i sala modlitewna nie wskazywała Mekki. Meczet został rozebrany a jego kolumny można zobaczyć obok obecnej świątyni.
Wokół Meczetu Księgarzy, na dawnych plantacjach drzew oliwkowych  znajdują się przepiękne ogrody Kutubija, które otaczają mauzoleum Jusufa ibn Taszina, założyciela Marrakeszu.
Marrakesz ma wiele do zaoferowania - ogrody, pałace królewskie, muzea czy też "Nowe Miasto" zaprojektowane przez Francuzów. 
Polecam odwiedzenie tego wyjątkowego marokańskiego miasta,  mam sentyment do Marrakeszu, bo tu spędziłam święta Bożego Narodzenia i niezwykle miło wspominam tamten świąteczny  czas.
 
Polecam także:
Wizytę w górach Antyatlasu w Maroku.

6 komentarzy:

  1. Ciekawy wpis!!! Ja na suku byłam tylko raz - w Agadirze, ale nadmiar różnych bodźców, hałasu, smrodu, kur ciągniętych za szyję i tłumu wyleczyły mnie z robienia tam zakupów. Nie umiałam się tam znaleźć i po zrobieniu kilku zdjęć wyszliśmy poza jego teren. Na Krupówkach w tłumie przynajmniej wiem, na co liczyć, a tam czułam się osaczona. Inni biegali zaaferowani ilością towaru i robieniem zakupów, ale to zdecydowanie nie dla mnie. Choć suki, tak jak i place arabskie, trzeba przyznać, są barwne, pełno w niej miejscowej kultury, smakołyków i kolorystyki, to jak piszesz - tylko na raz! I na chwilę! Lepiej penetrować inne zakamarki, bo takich jest wiele, co widać na Twoich zdjęciach.
    Pozdrawiam przedświątecznie:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marrakeszański suk podobał mi się, tak jak i inne wschodnie czy też afrykańskie bazary, ale tylko te, które nie są nastawione na turystów. Magnesików, kubków i popielniczek z metką Made in China po prostu nie trawię. :)) Moje rozczarowanie dotyczyło placu a nie suku, to są dwa oddzielne byty. Ten plac miał być wyjątkowy, wpis na listę UNESCO miał tę wyjątkowość podkreślić, a jak dla mnie był kiepską wersją festynu średniowiecznego. Może kiedyś, gdy nie było tv, internetu to pokazy cyrkowe vel tortury zwierząt można by było uznać za jakąś tam "rozrywkę", ale w XXI wieku takie coś nie jest ani śmieszne, ani zabawne.
      Na suku były nawet przyjemne zapachy, szczególnie utkwił mi zapach drzewa sandałowego i jaśminu zatopionego w oleju arganowym.
      Suk z Agadiru także pamiętam, ale on nie miał takiego specyficznego charakteru jak ten w Marrakeszu. Utkwiły mi także kury czekające na egzekucję. Klient wybierał stworzenie, by po paru chwilach otrzymać uśmierconego zwierzaka i na dodatek pozbawionego piór. Pokazywanie rzezi zwierząt to nie jest miły widok. Byłabym jednak hipokrytką, gdybym sądziła, że porcje mięsa w supermarketach lądują w ladach chłodniczych w magiczny sposób, a rolnicy zwierzęta hodują jak rybki w akwarium, tylko by patrzeć i podziwiać.
      Co do Krupówek to zupełnie nie tęsknię z Zakopanem, po tym jak mały kilkuletni baca zainkasował ode mnie kilka euro (!) za pogłaskanie owieczki. Pazerność podhalańskich górali przypomina mi poborców haraczu z palcu Jamaa el-Fna. Od wielu lat omijam polskie góry, bo pazerność na dudki miejscowych przedsiębiorców przysłania mi piękno Tatr.
      Serdecznie dziękuję za pozdrowienia przedświąteczne i odwzajemniam się świątecznymi pozdrowieniami z zaśnieżonej Suwalszczyzny. :)))

      Usuń
    2. Ciekawe przemyślenia i... zdecydowane! Życzę Ci, aby poczucie humoru nigdy Cię nie opuszczało, tak, jak często do tej pory!!!

      Usuń
    3. :)) Oj, czasami moje poczucie humoru jest w wersji wisielczej, ale staram się jak mogę by mieć dystans do otaczającego świata i by zbytnio nie posypywać cukrem pudrem rzeczywistości. Czasami podróżowanie sprawia, że jestem wybredna w selekcjonowaniu piękna czy też brzydoty. Ciekawy temat wywołałaś Uleńko, - "jak odbieramy to co serwuje na świat" Co nam się podoba, co poprawia humor, a co dołuje i zniechęca - czyli psychologia i filozofia ujęta w ramy dobrego lub złego samopoczucia. :))

      Usuń
  2. Święta spędzone w tak egzotycznym miejscu pozostaną w pamięci na zawsze. Mimo, iż jak piszesz plac może zachwycić ale też zniechęcić. Te dwa tak przeciwstawne odczucia chyba są charakterystyczne dla krajów arabskich. Zachwyca niewątpliwie orientalna architektura, kultura tak różna od naszej, pięknie wyeksponowane przyprawy, owoce i warzywa, pospacerować wąskimi uliczkami i to zachować w pamięci. Nie tylko w Marrakeszu można spotkać tą ciemniejszą stronę. Przykładem może być jak piszesz także nasze podwórko. Życzę spokojnych przygotowań do świąt i pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za przedświąteczne pozdrowienia i tym samym rewanżuję się, życzę wielu radosnych świątecznych chwil :))
      Jako turystka, bazary traktuję jak ciekawą formę zwiedzania i poznawania cząstki danego kraju. Bo na bazarach tętni autentyczne życie. Czasami jest to smutny widok - bałagan, harmider czy też taki stan sanitarny, że nasz sanepid dostałby zawału.
      Bardzo mile wspominam nie tylko wschodnie bazary, ale np. ten z Kaliningradu, gdzie na straganach gościły produkty z Europy i dalekiej Azji. To była bajeczne połączenie wielu smaków, kolorów, zapachów. I co sporadycznie czynię, to właśnie na tym bazarze skusiłam się na lokalne produkty od wymyślnych potraw serwowanych w fast foodach po rosyjskie cukierki czy też wędzone ryby z mórz północnych.
      Bardzo podobały mi się bazary w Gruzji, Stambule, nawet suk z Kairu przypadł mi do gustu, choć tam było czasami ekstremalnie.
      Wszystkie bazary arabskie kojarzą mi się zapachem mięty, widokiem niesamowitej ilości zieleniny, która osiąga monstrualne rozmiary. Nasze polskie pęczki pietruszki, lubczyku czy koperku są jakieś takie mikro przy tych ze wschodnich bazarów.
      Życzę miłych podróży pełnych smaków i ciekawych doznań kulinarnych.:)))

      Usuń