poniedziałek, 21 lutego 2022

Lola - moja przyjaciółka...

"Dla całego świata byłaś tylko kundlem, 
dla mnie byłaś całym światem..." 

Mojej suni Loli nie ma już wśród żywych, na pewno hasa gdzieś po niebiańskich łąkach i cieszy się nowym życiem. Mam taką nadzieję...
Moja sunia Lola była ze mną 16 lat. Znalazłam ją trzynastego w piątek porzuconą w lesie. Szczeniak był rudą wystraszoną, głodną, puchatą kulką. I ten rudy sierściuch stał się częścią mojego życia. Może nie całym światem, ale ważną i miłą częścią mojego życia. 
Kto ma w domu psiaka, to wie, że rytm dnia domowników ułożony jest pod potrzeby czworonoga. Spacery, jedzenie i chwile pieszczot muszą być wypełnione do ostatniego punktu. Ja mogę nie jeść i mieć w lodówce tylko światło i ketchup, ale mój psiak musiał mieć pełną miskę i zagwarantowane spacery. A moja Lola uwielbiała spacery do ostatnich swoich dni. Choć trzeba była ją znosić po schodach, choć  ból stawów paraliżował ruch to i tak merdała ogonem na wzmiankę o wyjściu z domu. 
Lola całkowicie ogłuchła, straciła wzrok, a każdy dotyk futra sprawiał jej ból. Z powodu dysfunkcji zmysłów wszystkiego się bała, instynkt podpowiadał, że trzeba być ostrożnym i czujnym gdy nie można ogarnąć słuchem i wzrokiem świata. Pan Bóg jakoś tak źle zaplanował starość, także w psiaczym wydaniu.
Moja Lola była najwierniejszym przyjacielem jakiego miałam. Z radością witała mnie gdy nie widziała mnie przez godzinę czy przez kilka dni. Była niesamowicie mądra, potrafiła chodzić na niewidzialnej smyczy, wiedziała, że powinna pilnować podwórka, znała co do centymetra terytorium, którego broniła.
Lola była idealnym towarzyszem do niebanalnych rozmów, wyczuwała emocje, była niezwykle empatyczna i nie narzucała się ze swoim towarzystwem. Wiedziała kiedy może sobie pozwolić na psiacze fanaberie, a kiedy powinna uruchomić pokłady miłości. Uwielbiała czytać ze mną książki. Ciche pomruki, drapanie za uchem, szelest kartek i błogi  święty spokój- Lola celebrowała takie chwile i ja także.
Loluchna miała swoje przyzwyczajenia. Lubiła jeść z miseczki w kwiatki a nie cierpiała miseczki w muchomorki. No cóż, ja także ma swoje ulubione filiżanki, na starość wszyscy mamy dziwaczne nawyki i upodabnia. 
Lolcia musiała także mieć tak posłany kocyk, aby to jej pasowało. Lubiła okiełznany bałagan, własnonożnie wykonany. 
A ja godziłam się na sierść na dywanie, pochlapaną podłogę, bo coś spadło z pyszczka Loli, na pobrudzone schody, bo w zamian otrzymywałam ogromne pokłady czułości i miłości. 
Dobrze, że pozostały mi wspomnienia z naszego wspólnego bytowania i pozostała mi także jakaś trudna do opisania pustka.
Lolu, mam nadzieję, że kiedyś się ponownie spotkamy.

2 komentarze:

  1. Mieliśmy kilka psów, które też już odeszły. Były rasowe ale też kundelki. Z każdym trudno było się rozstać. Po każdym pozostały wspomnienia i zdjęcia. Najukochańsza była suczka Diana, pies wielorasowy, zabawny i najmądrzejszy. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie ją opisałaś! Zostanie na zawsze w pamięci...

    OdpowiedzUsuń